Rozdział XXI
Źle postąpiłam…
Rano obudziłam się z wieloma pytaniami do samej siebie. Na te
pytania sama mogłam sobie na nie odpowiedzieć lecz potrzebuję jeszcze czasu.
- „Czy ja dobrze robię?”
- „Co teraz pomyślą sobie inni?”
I wiele innych… Najbardziej męczyło mnie jedno: „Jak ja tak
mogłam?”. Tak szybko, tak trochę dziwnie. Muszę z kimś porozmawiać o tym na
poważnie. Wstałam po kilku minutach leżenia, jak zawsze tak od razu po
obudzeniu się, nie potrafię. Wzięłam ze sobą do łazienki rzeczy, aby potem już
być gotową. Nie zwracałam nawet uwagi na zegarek, która jest godzina. Nie
obchodziło mnie to zbytnio, wakacje więc czas może lecieć jak tylko chce, choć
w niektórych wypadkach czas to pieniądz. Ale to co zobaczyłam na zegarze mnie
zaskoczyło! Była 8 rano! Jak ja mogłam… Tak wcześnie rano, jeszcze byłam
wyspana, nie no… to niemożliwe! Mogłam sobie posiedzieć trochę w tej łazience,
czasu było dużo. Wchodząc do łazienki to co tam zastałam wzbudziło moje
najśmielsze oczekiwania! Wszystko było porozwalane, ciekawe kto to zrobił.
Podczas sprzątania skapnęłam się, że to Maniek, same męskie kosmetyki i
bielizna. Ja już sobie z nim porozmawiam. No i będzie jeszcze jeden temat na
dokładkę. Nie oszczędzałam czasu pod prysznicem, głupio mi tak mówić, ale tam najlepiej
mi się myśli. Po gorącym orzeźwieniu ubrałam się w ubrania i zeszłam na dół.
Wyszło na to, że nie tylko ja jestem takim rannym ptaszkiem, w kuchni siedział
Maciek w samych bokserkach popijając sok pomidorowy. Czyżby kac?
-Ha ha ha! No widzisz, po co tyle pić? Teraz cały dzień z butelką.
–zaczęłam się z niego śmiać. Dobrze, że mam tylko jednego na głowie, choćby
taki jeden Biegun. Maniek nie jest najgorszy, mogłoby być takich pięć jak on,
ale biegun jeden, nic więcej! –Zaraz poszukam jakieś tabletki bo będzie źle u
ciebie z głową. –od razy zerwałam się do szukania, latałam jak szalona po tej
kuchni szukając ich.
-Szukaj, szukaj. Tylko ostrożnie, jeszcze coś wywiniesz. –po co on
się odzywał z tymi słowami, na co one??! Normalnie jakiś prorok! Weszłam na
krzesło, aby poszukać ich w górnej szafce. Jakby to szlag jasny trafił!!!
Spadłam!
-Ale boli!! –zaczęłam krzyczeć na cały dom! Cholernie to bolało,
miałam nadzieję, że to nic poważnego…
-Matko coś ty zrobiła!
-Ja? –zapytałam z niedowierzeniem. –Przecież nic, to przez te
twoje słowa, normalnie prorok, na co to?? –mówiłam przez łzy, uginałam się z
bólu.
-Nie przesadzaj, co cię w ogóle boli? –zapytał spanikowany.
-No noga, nie widzisz jaka sina! –krzyczałam nie mogłam już
wytrzymać.
-Już patrzę, zobaczymy co z nią jest. –mówił spoglądając na nią. –Uuu…
chyba skończy się na szpitalu i gipsie.
-Bo ty akurat się znasz! –nie mogłam mu uwierzyć, ja złamałam
nogę?? –Co z ligą?? Nie.. ja tak nie mogę. –jak ja to wszystko pogodzę, a jak
zareaguje na to Marcinek? Będzie źle… -Au!! –krzyknęłam kiedy ścisnął moją
łydkę.
-Przepraszam, pocałował mnie w policzek.
-Co to za krzyki? –pytała się zaspana Asia.
-Przepraszam, ale to nie moja wina. –tłumaczyłam się.
-Nie twoja to czyja? –zapytał przerażony tą całą sytuacją Maniek.
-Nie ważne… Gadaj lepiej co
z tą nogą! –zignorował moje słowa…
-Aśka dzwoń po pogotowie, ja nie mogę prowadzić, przynajmniej się
boję, zabiorą mi prawko i koniec z wyścigami. –próbował nam się tłumaczyć.
-Dzwonię, ale mógłbyś pomyśleć bardziej o Alicji, to ona cierpi a
nie przejmujesz się teraz nią.
-No, ale to też ważne! Dzwoń a nie się nade mną rozczulasz!
-Nie denerwujcie mnie już! –już krzyknęłam wściekła, ja tam z bólu
nie mogę, ruszać się nie mogę a oni się kłócą.
-Przepraszam kochana. –powiedział. A już głupia myślałam, że o
mnie zapomniał, w sensie o tym wczorajszym wydarzeniu. Już zwątpiłam.
-No róbcie coś! Nie wytrzymam tu zaraz, ani się ruszać nie mogę,
ledwo żyję… Pomocy! –ostatnie słowo zaakcentowałam złością. Asia się przejęła i
wyszła do pomieszczenia obok, było tylko
słychać niektóre słowa z rozmowy, mówiła z paniką.
-Za 5 minut powinni być. –dodała.
-Dasz radę, wierzę w ciebie. –przytulił mnie mocno mój Kociak.
Po kilku minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, przyjechali po
mnie w końcu!
15 minut temu w Zakopiańskim szpitalu.
-Proszę mi opowiedzieć co wywołało to złamanie. –zapytał mnie
lekarz dyżurny.
-Po prostu spadłam z krzesła. –odpowiedziałam krótko.
-Tak głupio mi pytać, ale to bardziej ważne dla pani, czy to
złamanie będzie w czymś przeszkadzać pomijając poruszanie się. Np. jakieś
konkursy lub zawody? –zapytał mnie. Po tym pytaniu zmarniałam, nie chcę widzieć
złości mojego trenera.
-Niestety tak, powinnam w ten piątek zagrać pierwszy mecz ligowy.
-No to najlepszych wiadomości nie mam. Jest to poważne złamanie,
za 3 tygodnie widzimy się na zmianie gipsu, a za 6 tygodniu na zdjęciu. Nie
będzie po tym jednak tak kolorowo, po tym czeka długa rehabilitacja. Jeśli
zdrowie pozwoli do meczów będzie mogła pani wrócić dopiero w lipcu, niestety.
Miała i tak pani dużo szczęścia, mało brakowało a byłby uszkodzony także
kręgosłup. Nie musi pani zostawać w szpitalu, jest pani silna, da pani radę,
nie ma takiej potrzeby. Ale będziemy widywać się na kontroli, jeśli coś zauważę
poważnego podczas badań momentalnie ląduje pani na Sali. Nie ma innej opcji. –tymi
słowami doktor mnie przeraził…
-Dobrze, będę dbać o siebie lecz będzie mi trudno bez sportu.
Pożegnałam się z moim lekarzem prowadzącym i wyszłam na hol gdzie
czekali moi znajomi.
-No i jak Kochaniutka? Marnie jakoś wyglądasz. –zapytał Kotek.
-Marnie? Przejęłam się wszystkim co powiedział mi doktor, jeden
błędny ruch i ląduję na łóżku szpitalnym, mało co nie oberwał kręgosłup. Miałam
dużo szczęścia, muszę dobrze to wykorzystać, los chciał tak a nie inaczej. Nie
mogę zmarnować takiego daru od Boga.
-Jak to? –zapytała przerażona moimi słowami Asia.
-To złamanie jest poważne, gdybym spadła bardziej poziomo oberwał
by kręgosłup. Na szczęście było inaczej.
–powiedziałam z ulgą. Nagle mi się coś przypomniało. –A co z Martą? –powiedziałam
z przerażeniem.
-Nie martw się dzwoniłem do niej, da sobie radę.
-Jedziemy do domu? Mam już
dość szpitali! A wystarczyło tylko kilka minut drogi w karetce i rozmowy w
gabinecie. –wychodziliśmy ze szpitala,
ja przed nimi. Po chwili zgubiłam ich z oczu, ktoś ich zaczepił.
Postanowiłam się cofnąć, rozmawiali z doktorem Tomkowiczem. Podeszłam do nich
bliżej.
-Uważajcie na nią, jest silna, ale także wrażliwa. Mieliśmy z nią
mały problem, coś mi się wydaje, że panicznie boi się szpitali. Podczas
zakładania opatrunku mieliśmy kilka przeszkód cały czas nam uciekała,
musieliśmy jej dać coś na uspokojenie, radziłbym z nią porozmawiać. Może wam
się uda coś z niej wyciągnąć, może coś złego wydarzyło się w jej życiu. Ja już
w to nie wnikam, liczę na was. Mam nadzieję, że to nie choruje na coś, nic nie
było przynajmniej podanego w książeczce. Powodzenia życzę. –prosił moich
znajomych o to wszystko… Będę miała teraz wykłady w domu... Kiedy tylko
podeszłam do nich doktor znikł.
Oni milkli, widocznie wzięli te słowa do siebie. Będę musiała im
się długo tłumaczyć, nie jest to najłatwiejszy temat jak dla mnie.
* * * * * * * *
No i 21 rozdział.
Podoba się?
Udzielajcie się w komentarzach.
Czytasz-motywujesz
Komentujesz-podwójnie motywujesz!
Znakomity rozdział! Biedna Alicja nie będzie mogła grać przez jakiś czas, dobrze, że nie doszło do uszkodzenia kręgosłupa. Czemu to wszystko wydarzyło się akurat teraz kiedy Alicja ma rozpocząć grę w lidze... Na szczęście nie została z tym wszystkim sama, ma przy sobie wspaniałych przyjaciół, którzy się o nią troszczą. Maciek no istny jasnowidz... Ciekawe, dlaczego Ala tak boi się szpitali, chyba wydarzyło się kiedyś coś przykrego. Niech Alutka trzyma się mocno, da radę jest silna, a powróci w znakomitej formie. Czekam na kolejny rozdział i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuń