Rozdział XXIX To nie może tak być…
Biegałam po klubie jak poparzona, a w dalszym ciągu brak śladu po
Maćku. Coraz bardziej się o niego martwiłam. W głowie same najgorsze myśli, już
myślałam, że padnę na ziemię i wywieszę białą flagę... poddaje się. Nie
wiedziałam gdzie go mogę jeszcze szukać.
Nagle mnie olśniło.
Może być na dworze! - pomyślałam. Strasznie tam zimno a płaszczu nie wziął...
Zmarznie. Dłużej nie czekałam, zerwałam się do dalszego poszukiwania. Od razu
siły powróciły. Może dlatego, że się bardzo przestraszyłam.
-Widziałeś może Kota?
- zapytałam jakiegoś młodego chłopaka wchodzącego do środka.
-Ale tego... -
zrobił wielkie oczy. -Skoczka? -po chwili dodał.
-Nie moją babcię. No
tak go! Widziałeś? -zapytałam przejęta tym wszystkim.
-Jakoś 10 minut temu
go widziałem. Wychodził z Kubą na dwór. Cały czas stałem przy wejściu i nie
widziałem, żeby wchodził. Więc jest na zewnątrz przed klubem bądź zwiał. -teraz
to serce podeszło mi do gardła. Aż podskoczyłam. On naprawdę mógł go
skrzywdzić!
-Dobra dzięki! -
krzyknęłam wybiegając na dwór.
Naprawdę było zimno.
Gdy tylko poczułam ten chłód w oku zakręciła mi się łezka. Nigdzie go nie
widziałam. Straciłam wiarę... Nie miałam już siły. Chciałam go poszukać, ale
jak. Ledwo na nogach się trzymam. A jak kogoś o pomoc poprosiłam to mnie
wyśmiali. Jeszcze mówili, że mam dać sobie z nim spokój, że to debil. Tak to
jest jak się nie zna człowieka. Tylko u nich stosowana metoda „oceniaj książkę
po okładce”. Nie chciałam już dłużej obok nich przebywać. Zaczęłam biec. W
ogóle nie zwracałam uwagi na ten mróz i inne rzeczy. Teraz liczył się
tylko mój Maniek i jego życie.
Biegnąc w tych
szpilkach wywróciłam się na lodzie. Upadek bardzo mocno bolał. Próbowałam
wstać, ale po chwili coś dziwnego się ze mną stało, przeszedł jeden wielki
dreszcz. Nagle ciemność, brak kontaktu ze światem. Chwilę czułam jakbym była
zamknięta w jakiejś ciasnej klatce w której się dusiłam. Ale już po chwili nic
nie czułam, nie widziałam ani słyszałam.
* * *
* * *
Cały czas ciemność… Wokół mnie cisza, nie wiedziałam w ogóle co
się dzieje. Zajeżdżało tylko tą grobową ciszą. Żadnego szelestu, nic! Kompletnie
nic! Dopiero po jakimś czasie usłyszałam czyjeś kroki, chciałam jakoś
zareagować, ale jak?? Nawet nie mogłam się ruszyć, moje ciało nie reagowało na
polecenia wydawane przez mój mózg. Czułam się okropnie…
Kiedy kroki minęły rozpoczęła się rozmowa. Rozpoznać nawet nie
mogłam kto to a tym bardziej gdzie jestem! Jakie to okropne, tak jakbym nie istniała.
-Dlaczego to tak długo trwa? –zapytał ktoś. To było dołujące, nie
rozpoznawać czyjegoś głosu a nawet tego z jakimi uczuciami się męczy.
-Przepraszam, ale ja sam nie wiem. Powinna już się wybudzić. Naprawdę
mi przykro, jeśli nie nastąpi to przed wieczorem będziemy zmuszeni odłączyć
kroplówkę. –po chwili ktoś dodał, nawet nie miałam pojęcia czy mówi to inna
osoba. Te głosy się niczym nie różniły, ideały… Te słowa mocno mną wstrząsnęły,
miałam ochotę krzyknąć „O co chodzi?!”. Kogo on, oni mieli na myśli?!
Chciałam wsłuchiwać się dalej, lecz znowu brak kontaktu, ta
ciemność!
Chwilę słyszałam, ale czuć? Nic nie czuję… przytłaczające to!
* * * * * *
-Ja zaraz nie wytrzymam, ona w ogóle żyje? –po jakimś czasie znów
mogłam słuchać, ta osoba była przejęta, po prostu załamana.
-Kroplówkę odłączyli, nie wiem już sam… Już trzy miesiące tak
leży, a bez kroplówki z jakieś 5 godzin.
Stary nie miał bym takiej pewności. –ktoś powiedział. Tą barwę głosu kojarzę. „Kuba!”
–wydarłam się.
-Co to ty żyjesz? –odpowiedział na moją niespodziewaną reakcje.
Ponownie chciałam coś powiedzieć, lecz już nie mogłam, nie było mi
to dane.
-Żyć to ona żyje, tylko kiedy się wybudzi… Trzeba być cierpliwym. –powiedział
nie znajomy mi w ogóle człowiek, raczej mężczyzna. –Takie chwilowe reakcje są
normalne u osób, które są w śpiączce dłuższy czas. –to ja jestem w szpitalu?! Ja
w śpiączce?! Przecież nic nie pamiętam, jak to w ogóle możliwe.
-Dobrze doktorze. –znów nie mogłam rozpoznać, kontakt się urwał…
Ciemność.
* * *
* * *
Poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę. To Maciek, te jego ciepło.
Jego ciepły dech spływał po moich ramionach, dobrze, że był przy mnie.
-Nie opuszczaj mnie proszę. –mówił to z takim smutkiem, aż mu
współczuję co on musiał przeżywać, jak on teraz żyje… -Jeszcze nawet nie
byliśmy na wspólnych wakacjach, dlaczego tak szybko mi ciebie zabrano?!
Dlaczego??! –krzyczał przez łzy. Teraz zauważyłam jaki to ból dla niego. Brak
bliskiej osoby może zmienić wszystko, bez wyjątków. Biedak… -Zostań ze mną,
jeśli odejdziesz ja pójdę z tobą! Przez te trzy miesiące przeżywałem istny koszmar,
nie miałem na nic ochoty, a o skokach nie wspomnę. Cały czas jestem przy tobie.
Proszę cię! Ja ciebie kocham! A moje życie bez ciebie to nie będzie już to
samo! –ostatnie słowa wykrzyczał. A ja poczułam łzy spływające po mojej ręce i
ciężar jego głowy. Za żadne skarby świata nie mogę mu zrobić takiego okrucieństwa!
Z siłą próbowałam się „wybudzić” no, ale nic. Po chwili otworzyły
mi się oczy, ulżyło mi. Ja żyję!!!
-Nie martw się, jestem tutaj. –kiedy widziałam już dokładnie,
zdałam się na odwagę.
-Dziękuję! –głowę odchylił do tyłu a oczy skierował w górę,
dziękował za to stworzycielowi. Wcale mu się nie dziwiłam.
-Też cię kocham. –szepnęłam, ponieważ kiedy mówiłam poprzednie
zdanie czułam jak moje gardło jest zranione, głośniej już nie mogłam.
-Jak ja się cieszę! –krzyknął to z taką wielką euforią. Cieszę
się, że przeze mnie nie musi teraz dłużej się z tym wszystkim męczyć. –Lecę po
doktora. Zostań! –krzyknął a po chwili już nie był w zasięgu mojego wzroku.
Przebywając sama w sali sprawdzałam swoje ciało. Na początku lewa
ręka, zaczęłam ją lekko podnosić, gdy poczułam lekkość przyśpieszyłam tempo,
była sprawna. Tak samo prawa. Najbardziej bałam się tej nogi… Więc zaczęłam od
lewej tamtą wolałam zostawić na deser. Ta też sprawna. Kiedy zaczęłam ruszać
prawą nogą cała trzęsłam się ze strachu. Poczułam w niej ból, natychmiast
przestałam. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe, może tez zbyt gwałtownie nią
ruszyłam? Nie wiem, czekam teraz na lekarza może coś ciekawego mi powie.
* * * * * *
Zaskoczone?
Przed ostatni rozdział a taka sytuacja. Na szczęście dobrze zakończona.
Nie obiecuję, że Epilog pojawi się w środę, ale jedno jest wiadome, że w tym tygodniu.
Dzisiaj lub jutro wezmę się za tworzenie nowego bloga, tytułu jeszcze nie zdradzę, ponieważ jest to też tytuł opowiadania. Obserwujcie moją pod-stronkę i stronę na Facebook'u tam informacje o nowym blogu pojawią się najszybciej.
Zapraszam!
Czytasz - motywujesz
Buziaczki kochane! :*
Zaskoczona i to bardzo! Przeczuwałam, że wydarzy się coś przykrego, ale nie przypuszczałam, że stanie się coś Alutce, myślałam, że Maciek będzie miał jakiś wypadek lub coś takiego. Trzy miesiące w śpiączce biedna Alutka, chciała pomóc Maćkowi, bardzo się o niego martwiła i dlaczego spotkało ją coś takiego to jest NIESPRAWIEDLIWE! Maciek cały czas się zamartwiał, bał się, że straci swoją ukochaną Alicję..czytając jego wypowiedź pełną smutku już się wystraszyłam, że Alutka się nie wybudzi. Jak dobrze, że wszystko tak się potoczyło. Alicja i Maciek są dla siebie stworzeni tylko tyle wycierpieli. I pomysleć, że to już praktycznie koniec..czekam na epilog. Bardzo Ci gratuluję znakomite opowiadanie (i to Twoje pierwsze, podziwiam). Masz talent do pisania! Życzę powodzenia w tworzeniu kolejnych opowiadań itp. Trzymaj się mocno! Z pozdrowieniami:
OdpowiedzUsuńKasia ;) :*
Dziękuję za takie miłe słowa, pierwsze opowiadanie i na pewno nie ostatnie! To już pasja, z tym się żyję.
UsuńRównież cię pozdrawiam ;*
A jednak inny scenariusz miałam w głowie.Ja to wymyśliłam,że specjalnie Alicji powiedzą,że Maciek zniknął,ona szukałaby go a on nagle by wyskoczył/wrócił i się jej oświadczył :D czekam z niecierpliwością na końcowy efekt :)
OdpowiedzUsuńOświadczyny? Tak szybko?! no nieźle. Na Epilog mnóstwo pomysłów, zobaczę co z tego wyniknie.
UsuńDlaczego tak szybko?Składa się na to wiele czynników w tym opowiadaniu :)
UsuńI teraz dałaś mi kolejny genialny pomysł :D Dziękuję :*
UsuńWitaj w klubie ja też piszę opowiadania ;* Przeczytałam wszystko *.* cudne!
OdpowiedzUsuńmil13ls
Oh dziękuję Kumpelo :*
Usuń