czwartek, 18 czerwca 2015

Epilog

Epilog
Po 5 minutach do Sali weszły dwie osoby, Maciek i jakaś druga osoba. Nie znałam jej, ale mogłam się domyślić, że to właśnie był doktor.
-Dzień dobry, nazywam się Piotr Jakubiński, jestem pani doktorem prowadzącym. I jak się pani czuje? –zapytał lekarz zakreślając coś na karcie, a Maniek w tym momencie wyszedł z sali.
-Normalnie jak nowo narodzona. –odpowiedziałam mu żywo.
-To bardzo się cieszę, ale będzie pani musiała jeszcze zostać kilka dni u nas w szpitalu na kontroli. –powiedział podając mi kartę z wynikami. Po czym dodał: -Wyniki są dobre, ale to pani nie usprawiedliwia. –zaśmiał się.
-Wiem, wiem. –odpowiedziałam mu z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Dobrze, że się zrozumieliśmy. Zostawiam już panią z Maćkiem, za 30 minut przyjdzie ktoś po panią i na badania.
-Dobrze, do zobaczenia. –po moich słowach doktor opuścił a salę, a do środka wszedł Maniek.
-Nawet nie wiesz jak ja się cieszę! –powiedział po czym od razu, bez wahania mnie przytulił.
-Ja też.
-Za 4 dni widzimy się w domu. –powiedział z swoim uśmieszkiem, czyli to oznacza, że coś kombinuje.
-No w końcu! A tak w ogóle to mam mnóstwo pytań do ciebie. No i oczywiście liczę na wyczerpującą odpowiedź.
-No pytaj śmiało.
-Tak szczerze to co się ze mną stało? Jakim cudem ja się tutaj znalazłam? –zapytałam mojego towarzysza, który siedział przy moim łóżku. Przyjął taką pozę jakby chciał już odpowiadać. -Nic nie pamiętam… -po chwili dodałam po czym głowę schyliłam w dół.
-Znalazłem ciebie leżącą na ziemi, byłaś posiniaczona i w dodatku zmarznięta. Widok nie na moje nerwy i uczucia do ciebie. Szybko zadzwoniłem po pogotowie, nie mogłem cię stracić. Cały czas przy tobie byłem. Przez 3 miesiące leżałaś w tej cholernej śpiączce, już myślałem, że cię stracę. Jeszcze te słowa doktora, że jest zmuszony do odłączenia kroplówki, one mnie dobiły. Nie dawałem sobie z tym rady, z tą myślą, że w każdej chwili mogę cię stracić. Kiedy leżałaś tutaj w sali i spoglądałem na ciebie cały czas przed oczami miałem tą sytuację. Kiedy tylko cię zauważyłem rozpłakałem się momentalnie, krwawiąca brew, do tego jeszcze siniaki. Kto cię skrzywdził?! Co ty w ogóle szukałaś na tym zimnie? Mogłaś chociaż wziąć  sweter, albo moją marynarkę, była na krześle. –po zakończonym monologu jego autorstwa zachciało mi się płakać. Wstrząsnęły mnie te słowa o tej sytuacji w jakiej mnie zastał. Najgorsze to, że kompletnie nic nie pamiętam, film mi się urwał.
-Co ja tam robiłam? Szukałam cię! Zniknąłeś gdzieś… wyszłam cię poszukać na dwór, bałam się o ciebie, bałam się, że on cię skrzywdził. Wyszłam na zewnątrz, zapytałam się jakiś typów czy cię widzieli. Wyśmiali mnie, nie chciałam tam dłużej już stać więc zaczęłam biec. Więcej nie pamiętam… -znów schowałam głowę, coraz bardziej zbierało mi się na łzy, aż w końcu wybuchłam płaczem.
-Po co szłaś?? Może i mnie zaatakował, ale dałem sobie radę. To była sprawa między nami. –kiedy zauważył, że płaczę przytulił mnie mocno. –Musieliśmy coś załatwić. –szepnął mi do ucha.
*  *  *  *  *  *
Rozmawialiśmy jeszcze razem jakiś czas, aż do akcji wkroczyła siostra. Wyglądała na całkiem miłą, jeśli dobrze się jej przyjrzało można było nawet stwierdzić jej wiek. Nie była za dużo starsza ode mnie, taka młoda, świeżo po studiach.
-No to jak Alicja, idziemy na badania. –przyprowadziła wózek pod moje łóżko po czym stanęła obok niego.
-Możemy. –uśmiechnęłam się miło do niej.
-No to wsiadaj. –wzrokiem wskazała na ten oto stojący obok powóz (śmiech).
-Do zobaczenia kochanie. –pocałowałam go na pożegnanie.
-Jutro do ciebie przyjdę. Pa kwiatuszku.
Razem z pielęgniarką opuściłam salę.
Jechałam przez długi, ciemny i cichy korytarz. Nagle rozpoczęła rozmowę.
-Tak w ogóle to Anka jestem, mów mi po imieniu. –zaczęła moja towarzyszka.
-No miło mi. –odpowiedziałam jej.
-Ty to masz szczęście, na lepszego chłopaka to chyba już trafić nie mogłaś. –zaczęła kontynuować rozmowę, lecz nie zrozumiałam do czego chciała nawiązać.
-Dziękuję. –powiedziałam, chociaż coś. Zauważyłam, że jest rozgadana więc nie musiałam prosić o rozwinięcie wypowiedzi. Sama od razu za to się wzięła.
-Kiedy leżałaś w tej śpiączce cały czas był obok ciebie, nie opuszczał cię o krok. Nawet któregoś dnia przyszedł do niego wściekły trener. Czepiał się go, że nie chodzi na treningi i nie bierze udziału w konkursach. Maciej go zignorował, cały czas był przy tobie. A w gazecie to nawet pojawiła się plotka, że on leży w szpitalu. Do czego ci ludzie są jeszcze zdolni?! –zakończyła. Od takich osób to w kilka sekund można dowiedzieć się wszystkiego. (śmiech)
-Taki już on jest. Uparty, opiekuńczy no i kochany. –dodałam.
-No jesteście! –krzyczał z końca korytarza doktor Piotr. Kiedy dojechałyśmy do niego zaczął kontynuować. –Mam nadzieję, że ta Anka ciebie nie zagadała, różnie z nią bywa. –zaczął się śmiać.
-No nie zagadała, na śmierć. –po moich słowach już wszyscy się śmiali.
-No to idziemy na badania. –po tych słowach chwycił mój wózek i wprowadził do sali.
Oślepiła mnie jej białość. Wszystko jasne, aż raziło oczy.
*  *  *  *  *  *
3 dni później, popołudnie. Sala w, której leżę.
Maciek codziennie mnie odwiedza, przynosi mi kwiaty i w ogóle. Opiekuje się mną. No nie ukrywam rodzice też mnie odwiedzają, nie można narzekać, czasem nawet wyrywają się z pracy by przyjść i zapytać mnie się chociaż „jak się czujesz”. Najczęściej to przebywa tu Misiek, wiadomo. Na drugim miejscu chyba Kuba i Aneta, a jak przyjdą to od razu śmiech. A właśnie, między Kubą a Maćkiem dobrze. Musiałam wkroczyć do akcji wraz z Anetą. A o co poszło? O głupotę, jak dla mnie i dla niej. Wtedy kiedy Maniek przyjechał do mnie w święta okazało się, że przed przyjazdem Kuba chamsko się odezwał, obrażając mnie przy tym. No i oto poszło.
Rano dostałam SMS od Aśki, że przyjeżdża na weekend do Zakopca. Cieszyłam się jak głupia, ostatnio ją widziałam w tamten wieczór. Podobno też przychodziła do mnie, ale skąd miałam to wiedzieć?
Kiedy przeglądałam Internet natknęłam się na ciekawy materiał: „Maciej Kot, kochanka w szpitalu”. Kiedy tylko zauważyłam ten tytuł zaczęłam się śmiać. Coś mnie namówiło, żeby go przeczytać. Pierwsze co się wyświetliło to zdjęcia, Kotek wchodził do szpitala, kolejne to ja razem z nim w ogrodzie szpitalnym. Skąd oni biorą te zdjęcia???? Paparazzi… Chciałam zacząć czytać materiał no, ale jak zawsze musiało się coś stać. Przerwał mi wchodzący do Sali lekarz.
-No to dzisiaj widzimy się po raz ostatni. –powiedział Jakubiński.
-Ale jak to? Jeszcze kontrole… co nie? –powiedziałam z takim zagubieniem. Kompletnie nie wiedziałam co miał na myśli.
-Kontrole będą, ale nie u mnie. –dodał.
-No, ale jak? –zrobiłam wielkie oczy. A doktor, aż się uśmiechnął.
-Zostałem przeniesiony do innego szpitala.
-Przykro mi…
-Mi też. No, ale takie życie. Jeśli będziesz mieć jakiś problem to szukaj mnie we Wiśle. Masz Maćka, to dobry chłopak. On ci pomoże nie będziesz sama. –uśmiechnął się po raz kolejny do mnie podczas tej rozmowy.
-We Wiśle?? –ucieszyłam się i to bardzo. –Będzie mi doktora brakować no, ale Wisła to moje miasto. –dodałam.
-No to jesteśmy umówieni. –odwiesił na moje łóżko kartę pacjenta po czym rzekł. –No to może pani się zacząć pakować, ma pani wypis.
-Naprawdę? –zapytałam z niedowierzeniem.
-Tak, może pani odpocząć w końcu od szpitala. –zaczął się śmiać. –Tylko proszę pamiętać o co tygodniowych kontrolach. –dodał po czym odszedł od łóżka i szedł w kierunku wyjścia.
-No to do zobaczenia. –rzekłam unosząc rękę, aby mu pomachać.
-Mam nadzieję, że niebawem się zobaczymy. –rzekł opuszczając salę.
Naprawdę będzie mi brakować doktora Piotra. Starszy, taki miły lekarz. Zawsze pomoże, nic nie ukrywa. Szczery, każdy powinien być taki.
No co tu rozpaczać?
Wstałam z łóżka, sięgnęłam torbę i zaczęłam pakować moje rzeczy. Nie zajęło mi to dużo czasu. Poszłam jeszcze do łazienki się przebrać, po co wracać do domu w piżamie?? (śmiech) Przebrana i odświeżona wróciłam do sali. Usiadłam na łóżko gdy po chwili poczułam ciepłe objęcie w pasie. Był to Maniek, tylko on zawsze jest taki ciepły.
-No cześć kochanie. –pocałowałam go na przywitanie.
-No cześć. No to jak? Opuszczamy to miejsce? –dodał.
-No oczywiście. –odpowiedziałam po czym chwyciłam torbę i kierowałam się do wyjścia, lecz po chwili usłyszałam słowa dobiegające zza mnie.
-Daj mi tą torbę, rozmawiałem jeszcze z twoim, byłym lekarzem. Niestety, przykro mi. No, ale będzie we Wiśle, chyba dobrze. Nie możesz się przemęczać! Odpoczywać! Słyszysz? Stop z treningami na miesiąc, słyszysz?
-No słyszę. –oddałam mu torbę i pocałowałam go w policzek z uśmieszkiem na twarzy.
*  *  *  *  *  *
15 minut później, mój dom.
Niczego nie świadoma przekroczyłam próg mojego domu. No w końcu! Wchodząc do salonu zastałam ciszę i ciemność, włączyłam światło. Przez to leżenie na sali teraz zastając ciemność mnie to dołuje. Gdy w pomieszczeniu rozeszło się światło usłyszałam głośnie „Witamy w domu”. Wszyscy powyskakiwali zza ścian i mebli, byli szczęśliwi. Zauważyłam kolorowe balony, serpentyny, no i wielki napis: „Welcome Home”. Bardzo się ucieszyłam na ten widok, przyszli znajomi, nawet byli rodzice, no i Aśka. Przyjechała do mnie! Następnie wszyscy zaczęli śpiewać „sto lat”, a Kotek mnie objął. Po chwili do salonu weszła mama z tortem z wulkanikami. Chwila nie dopisania. Niby nie lubię niespodzianek, ale to było bardzo miłe. Kiedy skończyli śpiewać zaczęli bić brawa, a ja, aż się zaczerwieniłam. (śmiech) Maniek mnie puścił, stanął przede mną.
-Pamiętasz jak się poznaliśmy. Wtedy nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku. Cały czas patrzyłem i patrzyłem i nie mogłem nasycić się twoim widokiem. Miesiące mijają, a ja chcę więcej i więcej. Nie mogłem zrozumieć dlaczego tak się dzieje, ale teraz już wiem: jestem w tobie zakochany. Jestem zakochany i jednocześnie przerażony, ze Ciebie stracę. Dlatego nie chcę ryzykować ani chwili dłużej. –klęknął i wyciągnął srebrny, błyszczący pierścionek. -Czy zostaniesz moją żoną? 

-Tak! –odpowiedziałam bez żadnego wahania. Chciałam z nim być do końca mojego życia! W tych słowach, które powiedział było zawarte wszystko. Czysta prawda. Po moich słowach mama, aż podskoczyła z radości. Mam nadzieję, że go lubi. Wszyscy ponownie zaczęli bić brawa i cieszyli się jak głupi. A my zaczęliśmy się namiętnie całować.


*     *      *     *    *     *
Na początku chciałabym wam wszystkim podziękować. Za tą motywację, dzięki wam miałam chęć do pisania, że w ogóle miałam dla kogo je pisać. Dziękuję wam za te Opowiadanie :*
Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie w następnym. 
Link: http://opowiadaniealutka.blogspot.com/
Startujemy z nowym w poniedziałek!!
Nie wiem co jeszcze. (śmiech)
No jednym słowem dziękuję ♥
Teraz żegnamy "Narkomankę" A powitamy 

              "Keep smiling, remembering all the good times."




Ps: zaraz na moim Instagramie pojawi się kolarz ze wspomnieniami.

Buziaczki Kochane :*

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział XXIX

Rozdział XXIX  To nie może tak być…
Biegałam po klubie jak poparzona, a w dalszym ciągu brak śladu po Maćku. Coraz bardziej się o niego martwiłam. W głowie same najgorsze myśli, już myślałam, że padnę na ziemię i wywieszę białą flagę... poddaje się. Nie wiedziałam gdzie go mogę jeszcze szukać.
Nagle mnie olśniło. Może być na dworze! - pomyślałam. Strasznie tam zimno a płaszczu nie wziął... Zmarznie. Dłużej nie czekałam, zerwałam się do dalszego poszukiwania. Od razu siły powróciły. Może dlatego, że się bardzo przestraszyłam.
-Widziałeś może Kota? - zapytałam jakiegoś młodego chłopaka wchodzącego do środka.
-Ale tego... - zrobił wielkie oczy. -Skoczka? -po chwili dodał.
-Nie moją babcię. No tak go! Widziałeś? -zapytałam przejęta tym wszystkim.
-Jakoś 10 minut temu go widziałem. Wychodził z Kubą na dwór. Cały czas stałem przy wejściu i nie widziałem, żeby wchodził. Więc jest na zewnątrz przed klubem bądź zwiał. -teraz to serce podeszło mi do gardła. Aż podskoczyłam. On naprawdę mógł go skrzywdzić!
-Dobra dzięki! - krzyknęłam wybiegając na dwór.
Naprawdę było zimno. Gdy tylko poczułam ten chłód w oku zakręciła mi się łezka. Nigdzie go nie widziałam. Straciłam wiarę... Nie miałam już siły. Chciałam go poszukać, ale jak. Ledwo na nogach się trzymam. A jak kogoś o pomoc poprosiłam to mnie wyśmiali. Jeszcze mówili, że mam dać sobie z nim spokój, że to debil. Tak to jest jak się nie zna człowieka. Tylko u nich stosowana metoda „oceniaj książkę po okładce”. Nie chciałam już dłużej obok nich przebywać. Zaczęłam biec. W ogóle nie zwracałam  uwagi na ten mróz i inne rzeczy. Teraz liczył się tylko mój Maniek i jego życie.
Biegnąc w tych szpilkach wywróciłam się na lodzie. Upadek bardzo mocno bolał. Próbowałam wstać, ale po chwili coś dziwnego się ze mną stało, przeszedł jeden wielki dreszcz. Nagle ciemność, brak kontaktu ze światem. Chwilę czułam jakbym była zamknięta w jakiejś ciasnej klatce w której się dusiłam. Ale już po chwili nic nie czułam, nie widziałam ani słyszałam.
*  *  *  *  *  *
Cały czas ciemność… Wokół mnie cisza, nie wiedziałam w ogóle co się dzieje. Zajeżdżało tylko tą grobową ciszą. Żadnego szelestu, nic! Kompletnie nic! Dopiero po jakimś czasie usłyszałam czyjeś kroki, chciałam jakoś zareagować, ale jak?? Nawet nie mogłam się ruszyć, moje ciało nie reagowało na polecenia wydawane przez mój mózg. Czułam się okropnie…
Kiedy kroki minęły rozpoczęła się rozmowa. Rozpoznać nawet nie mogłam kto to a tym bardziej gdzie jestem! Jakie to okropne, tak jakbym nie istniała.
-Dlaczego to tak długo trwa? –zapytał ktoś. To było dołujące, nie rozpoznawać czyjegoś głosu a nawet tego z jakimi uczuciami się męczy.
-Przepraszam, ale ja sam nie wiem. Powinna już się wybudzić. Naprawdę mi przykro, jeśli nie nastąpi to przed wieczorem będziemy zmuszeni odłączyć kroplówkę. –po chwili ktoś dodał, nawet nie miałam pojęcia czy mówi to inna osoba. Te głosy się niczym nie różniły, ideały… Te słowa mocno mną wstrząsnęły, miałam ochotę krzyknąć „O co chodzi?!”. Kogo on, oni mieli na myśli?! 
Chciałam wsłuchiwać się dalej, lecz znowu brak kontaktu, ta ciemność!
Chwilę słyszałam, ale czuć? Nic nie czuję… przytłaczające to!
*  *  *  *  *  *
-Ja zaraz nie wytrzymam, ona w ogóle żyje? –po jakimś czasie znów mogłam słuchać, ta osoba była przejęta, po prostu załamana.
-Kroplówkę odłączyli, nie wiem już sam… Już trzy miesiące tak leży, a bez kroplówki  z jakieś 5 godzin. Stary nie miał bym takiej pewności. –ktoś powiedział. Tą barwę głosu kojarzę. „Kuba!” –wydarłam się.
-Co to ty żyjesz? –odpowiedział na moją niespodziewaną reakcje.
Ponownie chciałam coś powiedzieć, lecz już nie mogłam, nie było mi to dane.
-Żyć to ona żyje, tylko kiedy się wybudzi… Trzeba być cierpliwym. –powiedział nie znajomy mi w ogóle człowiek, raczej mężczyzna. –Takie chwilowe reakcje są normalne u osób, które są w śpiączce dłuższy czas. –to ja jestem w szpitalu?! Ja w śpiączce?! Przecież nic nie pamiętam, jak to w ogóle możliwe.
-Dobrze doktorze. –znów nie mogłam rozpoznać, kontakt się urwał… Ciemność.
*  *  *  *  *  *
Poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę. To Maciek, te jego ciepło. Jego ciepły dech spływał po moich ramionach, dobrze, że był przy mnie.
-Nie opuszczaj mnie proszę. –mówił to z takim smutkiem, aż mu współczuję co on musiał przeżywać, jak on teraz żyje… -Jeszcze nawet nie byliśmy na wspólnych wakacjach, dlaczego tak szybko mi ciebie zabrano?! Dlaczego??! –krzyczał przez łzy. Teraz zauważyłam jaki to ból dla niego. Brak bliskiej osoby może zmienić wszystko, bez wyjątków. Biedak… -Zostań ze mną, jeśli odejdziesz ja pójdę z tobą! Przez te trzy miesiące przeżywałem istny koszmar, nie miałem na nic ochoty, a o skokach nie wspomnę. Cały czas jestem przy tobie. Proszę cię! Ja ciebie kocham! A moje życie bez ciebie to nie będzie już to samo! –ostatnie słowa wykrzyczał. A ja poczułam łzy spływające po mojej ręce i ciężar jego głowy. Za żadne skarby świata nie mogę mu zrobić takiego okrucieństwa!
Z siłą próbowałam się „wybudzić” no, ale nic. Po chwili otworzyły mi się oczy, ulżyło mi. Ja żyję!!!
-Nie martw się, jestem tutaj. –kiedy widziałam już dokładnie, zdałam się na odwagę.
-Dziękuję! –głowę odchylił do tyłu a oczy skierował w górę, dziękował za to stworzycielowi. Wcale mu się nie dziwiłam.
-Też cię kocham. –szepnęłam, ponieważ kiedy mówiłam poprzednie zdanie czułam jak moje gardło jest zranione, głośniej już nie mogłam.
-Jak ja się cieszę! –krzyknął to z taką wielką euforią. Cieszę się, że przeze mnie nie musi teraz dłużej się z tym wszystkim męczyć. –Lecę po doktora. Zostań! –krzyknął a po chwili już nie był w zasięgu mojego wzroku.

Przebywając sama w sali sprawdzałam swoje ciało. Na początku lewa ręka, zaczęłam ją lekko podnosić, gdy poczułam lekkość przyśpieszyłam tempo, była sprawna. Tak samo prawa. Najbardziej bałam się tej nogi… Więc zaczęłam od lewej tamtą wolałam zostawić na deser. Ta też sprawna. Kiedy zaczęłam ruszać prawą nogą cała trzęsłam się ze strachu. Poczułam w niej ból, natychmiast przestałam. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe, może tez zbyt gwałtownie nią ruszyłam? Nie wiem, czekam teraz na lekarza może coś ciekawego mi powie.

*        *        *        *        *        *
Zaskoczone?
Przed ostatni rozdział a taka sytuacja. Na szczęście dobrze zakończona.
Nie obiecuję, że Epilog pojawi się w środę, ale jedno jest wiadome, że w tym tygodniu.
Dzisiaj lub jutro wezmę się za tworzenie nowego bloga, tytułu jeszcze nie zdradzę, ponieważ jest to też tytuł opowiadania. Obserwujcie moją pod-stronkę i stronę na Facebook'u tam informacje o nowym blogu pojawią się najszybciej.
Zapraszam!
Czytasz - motywujesz
Buziaczki kochane! :*

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział XXVIII

Rozdział XXVIII  Bawimy się!
Już wymalowana i ubrana w sukienkę zeszłam na dół, czekając na Mańka. Na całe szczęście z moją nogą już lepiej, rozstałam się z tą kulą. W końcu mogłam się poruszać swobodnie, żadnego ciężaru. Może i trochę kulałam no, ale w końcu „wolność”.
15.30 a go jeszcze niema. Myślałam, że to ja się nie wyrobię, a jednak! Dałam radę. Ubrałam czarne szpilki, które świetnie komponowały z małą czerwoną sukienką. Pierwszy raz widziałam siebie taką piękną, aż sama sobie się podobałam. Nawet przed osiemnastką tak nie wyglądałam.  Zawsze miałam wiele kompleksów, to się nie podobało to, albo tamto. Trochę stałam przed lustrem przyglądając się samej sobie. Następnie założyłam czarny, wyjściowy płaszczyk. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Nigdy bym nie pomyślała, że mogę tak pięknie wyglądać. Chodziłam chwilę po domu czekając na niego. Jak tak można?? Zwykle to kobiety są znane z tego, że się spóźniają. A jednak, jest i on. Maciek. Ile można czekać. Sięgnęłam do szafki po szklankę, po wykonanej czynności podjęłam się drugiej. Nalałam sobie wody do niej, ponieważ od tego czekania, aż sucho mi się zrobiło w tym gardle. Biorąc pierwszy łyk usłyszałam dzwonek do drzwi. –No w końcu! –pomyślałam w myślach. Zerwałam się z krzesła, aby otworzyć mu drzwi. Po otwarciu ich na zewnątrz ujrzałam wysokiego bruneta, którym był Maniek. Widok dość niecodzienny… Nie był to taki Maciek, którego można zobaczyć codziennie. Nie trampki, ani T-shirt, bądź dres. Tylko elegancko- koszula, buty typowo garniturowe, czarne spodnie a na wierzchu płaszcz, który był rozpięty dlatego można było dostrzec niebieskiej marynarki. Aż westchnęłam gdy go zobaczyłam, ubrałam się odpowiednio.
-No cześć. –przywitał mnie a ja tylko go pocałowałam z zaniemówienia. Po krótkiej chwili on to zauważył, lecz początkowo tego nie ukazywał. –Ślicznie wyglądasz, cisze się, że mnie zrozumiałaś. Już się bałem, że będzie źle. Tak tobie wszystko wytłumaczyłem a teraz się dziwię jak ty mnie dobrze rozumiesz. –zaczął mnie obejmować.
-Oh dziękuję. Masz szczęście, że ja jestem ku mata. –pocałowałam go z wdzięcznością. –No nie ukrywam, ty też. –nie mogłam oprzeć się go, wyglądał tak przystojnie jak nigdy.
-No wiem. –zaśmiałam się, po prostu nie ukrywał swojej skromności. Chociaż ją ma, prawdziwy Maniek to taki pomocny, cichy, ale miły.
-Wejdź jeszcze na chwilę do środka.
On usiadł od razu na kanapę a ja jeszcze pobiegłam do łazienki załatwić swoje potrzeby. Po kilku minutach, już gotowa zbliżałam się do niego, ale już zapytałam głośno, aby usłyszał. 
-Możemy już?
Długo nie musiałam czekać, Maciek mnie wyminął i już za mną czekał na zewnątrz. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Po zakluczeniu drzwi udałam się wraz z moim towarzyszem do samochodu.
Jadąc do Wisły strasznie się bałam co on wymyślił, gdzie mnie zabierze. To miasto nie wróżyło za dobrze, jak dla mnie. Mam nadzieję, że o tym pomyślał. Marzyłam tylko o tym by dobrze się zabawić.
 *  *  *  *  *  *
3 godziny później, 18.45.
Dojechaliśmy do miejscowości. Gdybym nie wiedziała ile ta podróż trwała dokładnie to bym nie uwierzyła. Mi się wydawało, że było to tylko jakieś pół godziny. Tak szybko minęła!
Nagle zatrzymaliśmy się pod jakimś klubem, zdziwiłam się, ponieważ nie znałam go od takiej strony. Nigdy bym nie pomyślała, że lubi się bawić w takich miejscach.
-Idziemy tutaj? –zapytałam z lekkim przerażeniem. Nie wiem dlaczego, ale trochę się obawiałam. Miałam złe przeczucia, czułam, że tego wieczoru stanie się coś złego.
-Tak. –uśmiechnął się szeroko do mnie, trochę mnie to uspokoiło. Wszystkie nerwy odeszły i humor powrócił, ten to potrafi człowieka ustawić. (śmiech) –Nie martw się. –spojrzał się na mnie obiecująco. –O 19 zaczyna się impreza, mam nadzieję, że się nie wywiniesz bo bilety już mam kupione. –rzekł wskazując wzrokiem na dwa kartoniki papieru, które leżały na półeczce.
-Idę, idę przecież. –zaśmiałam się lekko, lecz był on sztuczny.
Po moich słowach wyszliśmy z samochodu i poszliśmy pod klub. Staliśmy tam tak, jakbyśmy na kogoś czekali. Nie pytałam się Miśka o co chodzi, wolałam tak tkwić w tym zimnie z ciekawością. Z przeciwka nadeszły cztery osoby, z daleka ich nie poznałam. Dopiero kiedy się zbliżyli, z bananem na twarzy podeszłam do nich. Maciek cały czas mnie obserwował, co ja robię a później się śmiał. Widocznie stwierdził, że śmiesznie to wyglądało.
-Hej kochani. –przywitałam się z całą czwórką. A tak w ogóle to była to Asia, Kuba wraz z Anetą no i Bieguś.
Maciek również się z wszystkimi przywitał, ale z Kubą? To mnie zaskoczyło. Zwykle jak oni się witali to tak czule, było widać, że to bracia. A dzisiaj tak… chamsko. Musiało się coś między nimi wydarzyć. To było takie rodzeństwo, że pozazdrościć!
-A jednak jesteście razem? –zapytał Kuba a Maniek wrogo się na niego spojrzał. Teraz już nie miałam żadnych wątpliwości, że się pokłócili.
-No jak widzisz. –odpowiedziałam, aby załagodzić emocje między nimi. Miny mieli takie jakby zaraz mieli zacząć sobie skakać do gardeł, a nikt tego chyba nie chciał.
Chwilę jeszcze pogawędziliśmy, atmosfera między nimi się rozluźniła. Punkt 19 z klubu wyszedł ochroniarz i zaczął wpuszczać do środka. Już po chwili znaleźliśmy się w środku, z takiego zimna do ciepła, aż ulżyło. Zajęliśmy dosyć duży stolik, który stał prawie na samym końcu pomieszczenia. Według chłopaków to najlepsze miejsce na imprezy. „Daleko do fanów, mało ludzi widzi jak chlejesz no i blisko kibla” –tak stwierdził Krzysiek. No i miał rację, tutaj będzie spokój. Chciałam się dobrze bawić, mam nadzieję, że konflikt między dwoma braćmi mi nie przeszkodzi. No prawda taka: Maćka kocham i to bardzo, nie chcę go stracić, nie mogę nawet do tego dopuścić i w ogóle nie dopuszczam takich myśli do głowy, co by było gdyby… Kubę też lubię, dobrze się dogadujemy, ale co powodem tych negatywnych emocje w stosunku do brata? Nie mam zielonego pojęcia. Tak szczerze to w ogóle nie wiem kto to wszystko wywołał, nie chcę się w to plątać.
 *  *  *  *  *  *
5 godzin później, kilka minut po północy.
Wszyscy świetnie się bawiliśmy, a impreza trwała w najlepsze, aż nie chciało się dopuścić do myśli, że za 3 godziny koniec. Może i byłam zmęczona, ale w takim towarzystwie to do białego rana!
Siedziałam przy stoliku wraz z Krzyśkiem, aż tu nagle usłyszałam moją ulubioną piosenkę „OMI – Cheerleader”. Nie mogłam przepuścić tej piosenki bez tańca z moim udziałem, więc zaczęłam szukać Mańka, lecz nie był osiągalny, zniknął. Tak po prostu… Po chwili przybiegła do mnie przerażona Asia.
-Co się stało? –zapytałam kucając obok niej.
-Kuba gdzieś zabrał Maćka, źle to wróży. Ci dwaj są zdolni do wszystkiego. –po tych słowach zamarłam. Jak to?
–Przecież Kuba tutaj idzie. –warknęłam pod nosem.
-No jak? –zapytała z nie do wierzeniem.
-No zobacz. –wskazałam na idącego do nas Kubę. –A kiedy on go tam, gdzieś zabrał? –zapytałam z uspokojeniem. Nie wierzyłam jej, przecież on jest tutaj. To nie możliwe, musiał gdzieś wyjść tylko.

-Jakieś 5 minut temu. –odpowiedziała. Ja tylko klnęłam i pobiegłam go szukać, gdziekolwiek. Mogła ona mieć rację, mógł być skrzywdzony.


*          *             *          *        *         *
Przepraszam, ale wczoraj plany mi się pokrzyżowały i nie miałam kiedy go napisać. No, ale jest dzisiaj. Taki z serca.
Ustaliłam coś już.
No więc tak, w wolnym czasie wezmę się za projektowanie nowego bloga (nowe opowiadanie). 
Oczywiście was poinformuję.
Po zakończonym tym opowiadaniu na tamtym blogu dodam post z Bohaterami, kilka dni później dodam Prolog, abyście mogli zapoznać się z opowiadaniem.
Dalej zobaczymy jak, w ogóle nie wiem kiedy jadę na wakacje. Jedno wiem, 11-31 lipca mnie nie ma. Jak wrócę ostro biorę się za pisanie.
*  *  *  *  *  *
Ankieta.
No właśnie... zostało oddane 10 głosów, to i tak dobrze. Zaskoczył mnie fakt, że 7 osób komentuje i czyta, no coś tego nie widać...
Wolę jak komentujecie a nie kłamiecie. (śmiech) Nie no żart. A;e tak szczerze skąd te 7 osób co komentuje??? 
Są takie 3-4 osoby co są zawsze, ale ta pozostała 3... z kosmosu! 
Liczę na poprawę.

Zapraszam na PodStronkę. Aby na nią wejść poszukajcie jej w pasku sterowania, wystarczy tylko kliknąć.

Buziaczki kochane!!


poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział XXVII

Rozdział XXVII  To jest Miłość!
Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej kiedy wykonałam ten ruch usłyszałam tylko ciche „przepraszam”. Nie było ono takie zwykłe, było w nim słychać dużo szczerości i przemyślenia.
-Ta wiadomość nie powinna mieć miejsca, lecz dopiero teraz to sobie uświadomiłem. –odsunął się ode mnie. –Ja sam bałem się co sobie inni o mnie pomyślą, postąpiłem szczeniacko. Jeszcze się nie odzywałem przez te 7 miesięcy. –zaczął się nad sobą użalać. Siedział na łóżku obok mnie, głowę miał pomiędzy nogami a dłonie założone na niej. Siedział tak milcząc. Po chwili dodał ponownie: -przepraszam. –spojrzał się na mnie chwilowo, ale szybko schował ten wzrok i wrócił do poprzedniej pozycji.
Nie wiedziałam co mam zrobić po prostu go mocno przytuliłam. Chciałabym, aby te wszystkie smutki odeszły i był w końcu szczęśliwy. Kiedy tylko wykonałam ten ruch poczułam euforię w sobie. Od razu zrobiło mi się lepiej. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że przytulam się do właściwej osoby. To z nim powinnam być od samego początku, z nikim innym.
-Nie martw się… i tak cię kocham. –szepnęłam mu do ucha. Po moich słowach, aż podniósł głowę i z niedowierzeniem spojrzał się na mnie.
Przez chwilę tak tkwił, lecz po chwili zareagował pozytywnie. Czekałam na to długo! Aż w końcu mogłam poczuć to ponownie, nasze wargi połączyły się i zaczęliśmy namiętnie się całować, mogło to trwać wiecznie. Czułam się jak nigdy, gdy tylko się zbliżył znów mogłam poczuć ten jego zapach i ciepło ciała.
-Też cię kocham. –po chwili on też dodał a ja mu wpadłam jak głupia w ramiona.
Cieszyłam się z tego wszystkiego tak jak dziecko w fabryce czekolady. Strasznie mi go brakowało, nie miałam do kogo przyjść się wyżalić, przytulić. Krzysiek to nie to, kiedy z nim byłam to czułam się obco, ale starałam się nie zwracać uwagi na to. Nie jest on idealny. Nie wiem dlaczego, ale Maćka skreślałam już na początku a to właśnie z nim mogę być naprawdę szczęśliwa.
Siedzieliśmy jeszcze dobrą godzinę rozmawiając wspólnie. Było miło, dzięki niemu wróciłam do życia. Znów byłam szczęśliwa i miałam chęć żyć dalej mimo przeszkód które spotykamy na swej drodze. Do szczęścia już nic mi więcej nie potrzeba.
-Ja będę się zbierać prawie 20 a ja mam gości w domu, ty też. Wypadałoby się tam jeszcze im pojawić. –powiedział po chwili milczenia. Miał rację od tego są święta, dla rodziny.
-No masz rację. –chwyciłam go po słowach i razem zeszliśmy na dół.
-No to do zobaczenia kochana. –pocałował mnie na pożegnanie.
-No papaśki.
Po pożegnaniu się z Miśkiem poszłam do tych gości. Miałam taką chęć jak nigdy, żeby opowiedzieć, pochwalić się wszystkim Marcie.
*  *  *  *  *  *
Dwa dni później, rano.
Czułam się jak nowo narodzona, spokój w domu, czego chcieć więcej?

Pierwsze co zrobiłam to chwyciłam za telefon. 11.20 to nie tak źle. Nagle poczułam wibracje, SMS. Od razu przeszłam do czytanie, tak jak myślałam, od Maćka. „Dzień Dobry Księżniczko, nie wiem czy masz coś dzisiaj do robienia, ale ja umrę z nudów. Może gdzieś wyskoczymy? Czekam na odpowiedź.” - Dobrze pomyślał, że napisał a nie dzwonił. Jeszcze by mnie obudził… Bez wahania mu odpisałam, ja też bym się nudziła, sama w domu nic lepszego do roboty. Po świętach no to już wrócili do pracy. Po chwili otrzymałam odpowiedź, no to się wkopałam. (śmiech) Mam tylko 4 godziny. No nic muszę dać radę, najwyżej poczeka. Bo przecież jak kocha to poczeka. Czasu nie jest za dużo. Na początek poszłam do łazienki pod prysznic się odświeżyć. To miło pomogło, mogłam się od stresować. Na pewno teraz zdążę, po zejściu na dół rzuciłam się na lodówkę, ponieważ burczało mi w brzuchu. Uszykowałam sobie smakowite kanapeczki i poszłam je zajadać przed telewizor. Trochę tam siedziałam, aż za długo. Na zegarze pojawiła się 14.40. No to nie fajnie… tylko 50 minut. Trzeba jakąś kieckę poszukać w szafie, boje się co on tam wymyślił…

*    *    *    *    *    *
Być, jest...
Ale weny brak, gdzie ona?! 
Uciekła..
Może dlatego, że myślami na biwaku jestem (śmiech). No i przepraszam was kochane, że taki krótki... Brak pomysłów... A co dopiero dociągnąć do 30 :P 
Damy radę.
Chciałabym was poinformować, że można jeszcze głosować w ankiecie.
Chciałbym się też pochwalić, że utworzyłam Pod-stronkę, na którą zapraszam. Żeby na nią wejść wystarczy tylko nakliknąć na pasku sterowania: "podstronka". Czy jak to tam zapisałam...
No to zapraszam i liczę na komentarze z waszej strony.
czytasz - motywujesz

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział XXVI

Rozdział XXVI   Nie wybaczę sobie tego.
7 miesięcy później, 25 grudnia, Boże Narodzenie.
W końcu wkroczyłam w to „dorosłe” życie.  Prawko zdane, przyjaciele są, lecz jednej rzeczy nie ma… Miłości brak. Jakoś brakuje mi tej osoby w moim życiu. Nie odzywaliśmy się w ogóle do siebie… A jak chciałam zadzwonić to coś musiało mi przeszkodzić lub zżerał mnie strach. Gdy widzieliśmy się na ulicy omijał mnie, jakbym była jego największym wrogiem. Nie wiem co mu do łba strzeliło, a było tak fajnie. Jednak zaufałam Marcie. Może i mi go brakuje, ale drań z niego! 7 miesięcy bez słowa, szczyt bezczelności! Najlepszy przyjaciel, niby. Nigdy więcej nie zaufam kolesiowi spod stadionu. Jak się czepiał, ja dałam się nabrać… Dobra koniec moich wyżaleń przejdźmy do rzeczywistości.
W ostatnim czasie mało się wydarzyło pomijając moją 18-tkę. Gips mi zdjęli, cały czas uczęszczam na rehabilitację. Nie mogę się ruszać bez kuli, ponieważ noga nie jest w pełni sprawna. Najgorsze to, że przebieg rehabilitacji jest długi. Przewidywany koniec dopiero w marcu. No i też po lidze, niestety była ona rozgrywana beze mnie. No i tak zajęli dobre 2 miejsce, bardzo się ucieszyłam z takiego wyniku. Tylko płakać ze szczęścia. Sam trener nie przyjął tego najlepiej do wiadomości, że sezon będzie beze mnie. A co dopiero chłopacy… Zżyliśmy i się i to bardzo nawet Kotek mnie polubił.
Robiąc listę na moją imprezę miałam dylemat kogo na nią zaprosić, doszło do tego, że znalazło się na niej 150 osób… Wysłałam zaproszenie do Mańka, lecz się nie pojawił…
 *  *  *  *  *  *
25 grudnia… Święto, czas dla rodziny. A ja sama siedzę w pokoju, do mamy się nie odzywam. Cały czas stoi po stronie Krzyśka a nie mojej. Nie mogę jej tego wybaczyć…
Leżałam jak głupia na swoim łóżku wpatrując się w sufit. Nie miałam nic lepszego do roboty. Odpoczywałam sobie, chciałam się odprężyć, lecz hałasy z dołu mnie męczyły. Wrzeszczące małe kuzynki, rozgłaszający się wuja…
Nie wiedziałam już sama co ze sobą zrobić. Sięgnęłam po telefon, chciałam zadzwonić do Maćka, aby mu wszystko wygarnąć z całego serca. Może i będę robić to z bólem serca, ale muszę!  Nie mogę sobie życia przez niego marnować. Już wcisnęłam „połącz”. Do mojego pokoju jak poparzona wpadła mama.
-Co ty znowu wyprawiasz? –krzyczała z wielką złością do mnie, co ja takiego złego znowu zrobiłam?
-O co tobie chodzi?!! –wydarłam się na nią, nawet nie zwróciłam uwagi na to, że są otwarte drzwi i wszystko słychać na dole
*  *  *  *  *  *
Maciek:
Siedziałem razem z moją rodziną przy stole, śmialiśmy się i dobrze bawiliśmy. Nagle zadzwonił do mnie telefon. Poszedłem do swojego pokoju, aby go odebrać. Zaskoczyłam się i to bardzo, już głupi myślałem, że się nie odezwie do mnie. Kiedy znalazłem się już w moim pokoju odebrałem ten telefon. Przez chwilę nic nie było słychać, pierwsze co sobie pomyślałem to, że jaja ze mnie sobie robi. Po chwili usłyszałem krzyki, ktoś na nią krzyczał a ona próbowała się bronić, po krótkim czasie zaczęła płakać. Nie wiedziałem co o tym pomyśleć. Ktoś ją zranił, miałem temu zapobiegać. Miała był szczęśliwa, obiecałem to Asi… A ja debil stchórzyłem, 7 miesięcy bez odzewu. Nawet na jej 18-stkę głupi nie poszedłem. Kuba z Anetą poszli a ja w domu sam zostałem.
Nie wiedziałem co robić! Zbiegłem szybko na dół.
-Jadę do Alicji, przepraszam. –powiedziałem mamie, na co źle zareagował Kuba.
-A daj sobie już spokój, pewnie już cię nie chce. Dlatego się nie odzywała. –zaczął mówić swoje, to tylko mnie irytowało.
-Gdyby tak było to by nie dzwoniła… -krzyknąłem zakładając buty.
Wziąłem kluczyki od samochodu i wybiegłem z domu do samochodu. Liczył się tylko czas w tej chwili.
Jadąc samochodem dużo myślałem o niej. Wracały mi miłe wspomnienia z nią. Nie mogę jej stracić, choć wydaje mi się, że przeze mnie do tego już doszło. To moja wina, że przez ten czas między nami byłą cisza, to ja schrzaniłem! To ja to wszystko spierdoliłem. Ten dobry kontakt poszedł na marne. Teraz sobie zdałem sprawę, że ten SMS nie powinien mieć miejsca. Ja ją kocham! Tylko szczeniacko postąpiłem, wystraszyłem się innych…
Podjeżdżając pod jej dom nie zwlekałem, od razu zadzwoniłem do drzwi. Otworzyła mi je po chwili wystraszona na mój widok Marta.
-Cześć, mogę do Alicji. –zapytałem.
-No możesz, nie jest w najlepszym stanie, ale może coś na to poradzisz.
-Dzięki, a wiesz może co się stało? –ponownie zapytałem.
-Nie, nie wiem. Przyjechałam przed chwilą jak widzisz jeszcze mam płaszcz na sobie. Rozbierz się i pójdziemy do niej.
Zostawiłem kurtkę i buty na korytarzu i ruszyliśmy na górę. Wchodząc do pokoju zauważyłem ją leżącą na łóżku była cała zapłakana. Miałem tylko nadzieję, że nic groźnego jej się nie stało. Usiadłem przy niej po czym położyłem na jej biodrze moją dłoń. Cały czas leżała na brzuchu, dlatego delikatnie ją objąłem, aby się nie wystraszyła. Widząc to wszystko, Marta wyszła, zostawiła nas samych.
*  *  *  *  *  *  *
Usłyszałam czyjeś kroki, już po chwili poczułam czyjś ciepły dotyk. Bez wahania przytuliłam się do tej osoby, wiedziałam, że to on. Chciałam się obronić w jego ramionach. Wtedy poczułam, że źle chciałam zrobić. To jego potrzebowałam, jego bliskości, tej opiekuńczości, przy nim mogłam czuć się bezpiecznie. Nagle ktoś zatrzasnął drzwi, ale on cały czas był tutaj. Czułam jego delikatny zapach perfum i te ciepłe jak zawsze ciało. 

*    *    *    *    *    *    *
No to jest też 26 rozdział
Muszę wam powiedzieć, że zbliżamy się do końca, jeszcze tylko 4 rozdziały :) 
Na 30 koniec, będzie to Epilog.
Jest sprawa we wtorek wyjeżdżam na biwak nad jezioro więc kolejny rozdział powinien pojawić się w ten poniedziałek, a jeszcze następny zamiast w środę w czwartek. Potem już wrócimy tak jak zawsze, poniedziałek i w środę ostatni.
Zapraszam!
Stworzyłam także zakładkę o nazwie "spam". Jest ona dla was. Jeśli piszecie opowiadania, wklejajcie tam linki a ja z chęcią poczytam.
Zapraszam także do udziału w ankiecie. W prawym górnym rogu.
Czytasz - motywujesz! 
Czytasz - 2x motywujesz!
             Buziaczki :*

czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział XXV

Rozdział XXV    Dlaczego ja??
To co zastałam za nimi wzbudziło moje najśmielsze oczekiwania… Za drzwiami ujrzałam Krzyśka stał cały przerażony, tak jakby ktoś go zmusił, aby tu przyszedł…
-Przecież nic nie zapomniałeś, po co tu przylazł? –nie mogłam mu odpuścić tych słów. Zamarł a ja już po chwili ich żałowałam.
Zza niego wyszli moi rodzice razem z jego. Wychodziło na to, ,że impreza się przeciągnie. Wszyscy jak głupi wpatrywali się we mnie, a ja czułam się nieswojo, wszystkie oczy skierowane na ciebie… Nie wytrzymałam dłużej tych spojrzeń, wycofałam się stamtąd.
-S.O.S ! –krzyknęłam do dziewczyn wchodząc do pokoju dziennego.
-Co się stało znowu? –zapytała oburzona Marta. Ciekawe co w nią wstąpiło…
-Rodzice wrócili… -zaczęłam, lecz nie było dane mi skończyć.
-No to chyba nie powód do rozpaczy. –zaśmiała się Aśka.
-Krzysiek. –mruknęłam pod nosem gdy zobaczyłam wchodzącą piątkę do domu.
-Co?? –wrzasnęła Marta. –Ja stąd idę. Przyjdę potem. –powiedziała po czym już jej nie było. Został po niej tylko talerz z nadgryzioną kanapką.
Usiadłam na jej poprzednie miejsce po czym westchnęłam. Powtarzałam sobie, że będzie dobrze. Wzięłam do ust pierwszy kęs wiosennej kanapki, lecz po chwili usłyszałam to czego bym nie chciała. Nasi ojcowie byli pijani, oj nie fajnie. Dlaczego?
-O witaj córeczko. -zaczął mnie przytulać.
-No cześć tatuś. –posłałam mu nie miłe wzrokowi spojrzenie.
-A co się tobie stało Aluś? –zapytała przejęta, w pełni (na szczęście) trzeźwa.
-Mały wypadek wczoraj miałam. –zaśmiałam się, po czym dołączyła do mnie Asia.
Po chwili jak rakieta do domu wpadła moja mama, niczego nie świadoma. Kiedy tylko mnie zauważyła z tą nogą w gipsie zmarniała. Całą jej twarz pokrył smutek, momentalnie zrobiła się cała blada.
-O Matko! Co się tobie stało? –wrzasnęła po czym posłała wrogie spojrzenie do Krzyśka.
-Mówiłam już, wczoraj miałam taki mały wypadek w domu. –powiedziałam i spojrzałam się wybaczająco na Krzyśka. Nie, że niby mu wybaczyłam, nigdy w życiu. Tylko, żeby go ratować, bo mama wrogo się na niego spojrzała, jakby myślała, że to jego wina.
Po tych słowach odłączyłam się od nich i razem z Aśką poszłam na górę do Marty. Nie chciałam tam zostawać dłużej. Tata na pewno poruszyłby temat o nas, czyli o mnie i Krzyśku. Wchodząc do pokoju przywitałam już w samym progu ją słowami. Byłam przejęta, ręce całe mi drżały ledwo stałam, oj nie za dobrze.
-Ja tam nie idę, ojciec pił, Krzysiek „niewinny”, matka myśli, że to on mi ją złamał. Masakra!!
-Oj nie mów tak zobaczymy co będzie dalej. –powiedziała przytulając mnie, kiedy tylko znalazłam się obok niej na łóżku. Nie wytrzymałabym stać.
6 godzin później, 19:00
Rodzice mnie wołali, abym zeszłą do nich porozmawiać. Obawiałam się jednego, że Krzysiek będzie mnie rozpraszał i nie będę mogła im wszystkiego wytłumaczyć na spokojnie. Na całe szczęście nie było go tam z moimi rodzicami, musiał gdzieś wyjść, ale cała czwórka zniecierpliwiona siedziała przy stole.
-Nie ma go to możesz nam tłumaczyć. –zaczął tata.
-A co tu do tłumaczenia? –zapytałam wszystkich. Tak szczerze to nie ma tu nic do tłumaczenia, po prostu już nie jesteśmy razem.
-No jak to? –zapytała oburzona pani Bogusia. Na jej twarzy momentalnie pojawił się inny wyraz niż zawsze, zawiedziona.
-No po prostu nie byliśmy dla siebie stworzeni, no tyle, nie wypaliło. –dodałam.
-No, ale jak? –zapytała mama. –W poniedziałek wyglądaliście na takich szczęśliwych, a teraz? Nawet się do siebie nie odezwiecie. Nie tak cię wychowałam… -to ostatnie słowo mnie załamało. Chwyciłam kulę i dynamicznie ze złością i nienawiścią wyszłam do ogrodu.
Jak ona w ogóle mogła tak powiedzieć?? Zraniła mnie, a ja zawiodłam się na niej jak nigdy dotąd. Wypowiedziała takie chamskie słowa w stosunku do mnie i to jeszcze przy swoich przyjaciołach. Usiadłam na drewnianą ławkę która stała obok brzoskwini. Dźwięk lecącej wody z fontanny sprawiał, że się uspokajałam. Dodawał mi takiej otuchy, mogłam się odprężyć. Sięgnęłam telefon, już wybrałam numer do Maćka. Chciałam z nim porozmawiać, wszystko wyjaśnić… Niestety ktoś musiał mi w tym przeszkodzić, bo jak inaczej?!
-Czego znowu? –zapytałam go z rosnącą we mnie złością. Znowu chce mi przeszkodzić w życiu… Niech on mi już da święty spokój!!
-A daj mi już spokój. –on chce spokoju? To niech spojrzy na siebie, idealny to on nie jest!!
-Ja mam ci go dać? Lepiej popatrz na siebie, zero kultury w stosunku do mnie! Głupia byłam, że dałam się nabrać na to całe przedstawienie! Nie byłam pierwszą taką naiwną! Kiedy ty się zmienisz? Zachowujesz się jak mały dzieciak, co z tobą? –już krzyczałam. Ta złość doszła do poziomu MAX, już nią wybuchałam. Nienawidziłam tego człowieka, lecz po tych słowach poczułam, że w końcu trafiłam w jego piętę Achillesa. Nawet się nie odezwał, tylko gdzieś poszedł. Sam mi darował tego widoku „Zabłąkany Krzysiu”.
*  *  *  *  *  * 
Następnego dnia rano:
Dzisiaj był czas na Asię, niestety musiała wracać do domu… Z bólem serca żegnałyśmy się na dworcu, ale obiecała mi, że jak najszybciej się zjawi u mnie. No i odjechała pociągiem. Zostałyśmy tylko we dwie, pogoda ładna a brak pomysłów. Wsiadłyśmy do samochodu oczywiście Marta za kierownicą, ja muszę poczekać do października, mamy czerwic więc tylko 5 miesięcy.
-No to jak, co robimy? –zapytał mnie mój osobisty kierowca. (śmiech)
-Pojedziemy do Marcinka, muszę z nim porozmawiać na temat Ligi. –rzekłam z wielkim smutkiem i żalem.
-Nie martw się, nie raz nadarzy się taka okazja, jak nie teraz to kiedy indziej. Zobaczysz. –odrzekła przytulając mnie, ale cały czas skupiała się na drodze.

Bałam się reakcji Tomaszewskiego no, ale raz się żyje. Muszę go o tym poinformować.

*      *        *     *    *       *         *          *
Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale tak wyszło. Wczoraj miałam ciężki dzień. Dzisiaj rozdział i jutro tak jak zawsze.
czytasz - motywujesz

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Rozdział XXIV

Rozdział XXIV   Stay Strong.
Czytając treść wiadomość na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Nie spodziewałabym takich słów, w takim momencie z jego strony. A w SMS było:
„Długo myślałem co napisać, ale ja tak nie potrafię. Muszę przemyśleć to na spokojnie. Przepraszam, boje się. Wiem. Sam ciebie podnosiłem na duchu, żebyś nie zwracała uwagi na innych, a teraz ja? Po prostu stchórzyłem. Wybacz. Lepiej, że mówię tobie to teraz, nie chcę ciebie zranić, zrozum! Gdybym powiedział tobie później właśnie bym to zrobił, ale i tak myślę, ze będziesz zła. Proszę, nie rób tego. Przemyślę to i się odezwę. Wybacz, kochana.”
Nie zrozumiałam tej treści, jutro na nowo muszę go przeczytać i zrozumieć. Tak szczerze to nie wiedziałam co te słowa składające się w zdanie miały znaczyć, nie wiem co miał on na myśli.
*  *  *  *  *  *
Następnego dnia rano obudziłam się później niż zwykle, o 11 rano.
Coś czułam, że to będzie ciężka niedziela. Rozmowa z rodzicami na temat Krzyśka no i muszę zredagować tą wczorajszą wiadomość od Mańka. Nie będzie dziś najlepiej…
Pierwsze co zrobiłam zaraz po obudzeniu się to sięgnęłam swój telefon. Tak szczerze to całe ręce mi się trzęsły kiedy to czytałam. Dopiero teraz do mnie dotarło co chciał mi przekazać przez te słowa łączące się w sensowne zdania. Nie ukrywam, przykro mi z tego powodu no, ale nie mogę go do niczego zmuszać… To też jego wybór. Ma rację, sam mnie namawiał, że to nic złego a teraz zwyczajnie stchórzył! Dobrze, że to zauważył i się do tego przyznał. Musiałam to jakoś przeżyć. Wiem, że nie będzie łatwo, ale jakoś to przetrwam.
O jednej kuli udałam się do łazienki. Wchodząc do niej zastałam idealny, bez zastrzeżeń porządek. No fakt… nie ma Mańka to jest ok. Gdyby przebywał tu jeszcze jedną noc to bym się zabiła tam stawiając pierwsze, niedługie kroki. Ledwo się uporałam z tą moją nogą pod tym prysznicem, no nic… muszę się przyzwyczaić. 2 miesiące z tym czymś na nodze. Takie ciężkie twarde… Masakra! Normalnie zostanie on moim przyjacielem. (śmiech) 30 minut później męczyłam się na schodach. Na dole zastałam Martę, która krzątała się w kuchni. Jakie ładne zapachy się z niej wynosiły. Mmm! Miałam już ochotę coś schrupać.
-Jakie zapachy. Mmm! –mówiłam kiedy w ślimaczym tempie zbliżałam się ku tym pysznym na samą myśl zapachów. Chyba teraz to mój nowy styl chodzenia. –A co tam takiego pichcisz? Już mi ślinka cieknie. –powiedziałam stojąc coraz bliżej niej.
-A śniadanie. –powiedziała z wielkim bananem na twarzy. –Niedługo będzie gotowe, poczekamy jeszcze za Asią.
-No wypadałoby. –rzekłam.
-A jak tam noga?
-Lepiej, chyba. Chociaż nie..
-No właśnie widzę, blado wyglądasz, zmarniałaś mi. Martwię się. –powiedziała. Odezwał się jej „matczyny” instynkt.
A ja tylko spojrzałam się w dół, na swoje stopy a w pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Po chwili dodała. –Czy coś się stało? –zapytała ze smutkiem w oczach.
-Sama nie wiem.
-Wiesz, że możesz mi powiedzieć. No, ale jeśli nie chcesz nie musisz. Przecież to twoja sprawa bądź problem. –wgłębiła się w narzucony przez samą siebie wkurzający temat. –Już nie zmuszam bo widzę tylko, że ciebie zniechęcam do swojej osoby. –no i tu ma rację.
Odwróciłam się w przeciwną stronę gdzie stała i ruszyłam do celu, do kanapy. Zasłużyłam chociaż na krótki odpoczynek. Jakoś zeszłam tutaj na dół i przyszłam odpocząć, dałam radę, oby tak dalej! Po chwili poczułam czyjś dotyk na moich biodrach. Przeraziłam się jak nigdy, byłam w takim nastroju a do tego to! Masakra. Z wielkimi oczami odwróciłam się w stronę natrętnej osoby. Myślałam, że to Marta. Kiedy odwróciłam się o 90 stopni ujrzałam promieniującą radością Asię, była szczęśliwa jak nigdy!
-Chcesz, żebym zawału dostała? –zapytałam z lekkim przerażeniem, ale na całe szczęście robiło mi się lepiej.
-Przepraszam. –utuliła mnie na przeprosiny.
-Pamiętaj! Nie lubię rzeczy z zaskoczenia a tym bardziej niespodzianek. –powiedziałam patrząc się jej prosto w oczy.
-Zapamiętam. –przyrzekła po czym udała się do kuchni.
Z kuchni dochodziły do mojego ucha nie miłe słowa. Coś się one nie lubiły…
*  *  *  *  *  *
W tym samym czasie w kuchni:
-Co jej zrobiłaś? –pytała oburzona Asia.
-Ja?? –zapytała z niedowierzeniem. -Chyba sobie jaja robisz to pewnie znowu jakiś chłopak. Jakiś debil, zboczeniec. Nie ma za dobrze w tym życiu… Oj nie ma. –tłumaczyła się druga.
-Ciekawe…
-Słowo daję! –dodała.
-No nie wierzę, już się tak nie tłumacz.
-No, ale.. –nie było dane jej skończyć.
-Już?
-Prawda taka, że jak zeszła do kuchni to była cała blada, zmieszana i smutna. W dłoni cały czas trzymała telefon na, który spoglądała.
-Naprawdę coś musiało się stać, przepraszam… -przepraszała moją kuzynkę.
-Tak szczerze to ja na twoim miejscu nie miałabym przekonania do tego Maćka. Moim zdaniem to on coś namieszał. Możesz mi nie wierzyć, ale to tylko moje zdanie.
-Co ty masz do niego? Od samego początku się do niego przyczepiłaś. Przepraszam od tego złamania. Uwierzyłaś mu, a to nie prawda co mówił do końca… -zaczęła Asia. –No może on tak mówi, ma wyrzuty sumienia, ale to ona biegała po szafkach i szukała.
*  *  *  *  *  *
Po chwili przeszkodził mi dzwonek.

W moim nowym tempie i stylu chodzenia udałam się, aby otworzyć te drzwi. Szłam tam długo. Po drodze usłyszałam jeszcze pukanie do nich. Oj! Ktoś był niecierpliwy. Wrzuciłam drugi bieg i już znalazłam się pod drzwiami wejściowymi. Powoli i nie śmiało uchyliłam je po czym otworzyłam całe. Nie spodziewałam się tej osoby, ciekawe co ją tutaj sprowadzało…

*          *         *          *           *
Może i krótki no, ale jest.
zaczęłam kończyć opowiadania w takich miejscach, aby trzymać was w napięciu. (nie ma za co).
i JAK?